“Gruba ciotka Danuta robi swetry na drutach”* – cytuje mi się w głowie wczorajsze czytanie na dobranoc. Przede mną notes, w głowie listy niezapisane, bo nie zmieściłyby się na tych czystych kartkach. Zbyt poplątane, zbyt pokomplikowane moim brakiem wiary w to, że można tak po prostu. Że czasem tak trzeba. Po prostu.
Zdecydować się na coś. I przestać to odkładać. Ze strachu, bo przecież zwykle ze strachu. Bo jakże boi się czasem człowiek, że kiedy coś zrobi, inni wreszcie zobaczą. Że nie ma talentu. Że brak mu pomysłów. Że dmucha od lat w dziurawy balon. A że dmucha na jedną dziesiątką gwizdka, to nikt się jeszcze nie zorientował, że gdyby balon chciał się wzbić ponad ziemię, nie udźwignąłby własnego ciężaru, co to przecież lekki jak piórko.
I wtedy znów pojawia się ta uporczywa myśl, co niespanie od kilku nocy mi umila: czy pani przypadkiem nie miała pisać? Po co pani ten blog, jeśli nie do pisania? Po to by lifestyle, który pani ma, umówmy się, taki sobie, pokazywać światu? Jak tysiąc innych osób, które, w przeciwieństwie do pani, mają i life, i style. Pani life to dzieci, praca, czasem jakaś podróż, łeb Stefana na kolanach, bo on do książki i koca z dziurą, przez niego zresztą wygryzioną, bardziej pasuje niż cappucino, którego pani nawet nie lubi. Mocne espresso i zaczynamy dzień. W stylu przetartych dżinsów i wełnianych swetrów, zawsze za dużych, bo ukrywa się w nich pani od lat i już nikt pani nie wmówi, że to coś złego. Zbyt wiele ma pani lat na takie głupoty. Zbyt wiele, by jeszcze jakieś marnować. Nawet na niemarnowanie, bo przecież patrząc wstecz, niczego pani tak naprawdę nie żałuje. Tak naprawdę to nie.
Za 10 lat może pani tu wciąż będzie, na tym fotelu obitym niebieskim ni to welurem, ni sztruksem czy bawełną – na tym też się pani przecież nie zna. Ale może być również tak, że pani tu nie będzie. Bo będzie pani w Australii. Albo wcale. Nigdzie. Gdzieś. Tego nikt nie wie. I czy za 10 lat ten strach wciąż będzie miał znaczenie? Czy ten śmiech, ta śmieszność potencjalna, której pani tak się boi, czy ona za 10 lat będzie się pani śnić? Bo nawet jeśli będzie, to wie pani, co z tego? Bo jeśli ta śmieszność to najgorsze, co może się pani przytrafić, to może jednak nie ma czego się bać? Bo co jeszcze? Niech ta pani wyobraźnia, która tak pracuje mocno, wizualizując pani przed oczami wszystkie możliwe wypadki i nieszczęścia, bo to przecież pani największa specjalność, niech sama pani powie, że nawet ona większej tragedii niż ta śmieszność, jakże mała i nieważna, nie widzi. Może zatem nic więcej tam nie ma?
“Gruba ciotka Danuta robi swetry na drutach” – powtarzam jak manrę i liczę oczka do szarego wełniaka. Będzie z warkoczami, których jeszcze wczoraj nie potrafiłam robić. Dziś jestem prawie pro. Podobnie jak w tylu innych rzeczach, w których jeszcze wczoraj nie byłam nawet amatorem. Bo pierogi też kiedyś lepiłam po raz pierwszy. 30 lat temu. Z babcią. W ciasnej kuchni, w pewne bezpieczne popołudnie. Dolej trochę wody, słyszę Jej głos, ciasto musi być elastyczne. Jak pani, myślę sobie. Pani też musi być elastyczna.
Chciałabym przejść z panią na ty, ale czasem mam wrażenie, że wciąż, po tylu latach, wcale pani nie znam, wciąż jest pani dla mnie zagadką. Nie, niech się pani nie cieszy, to nie jest wcale pozytywna myśl, nie jest pani tajemnicza ani nic takiego. Jest pani po prostu tchórzem, a tchórzostwa to ja się po pani nie spodziewałam.
Czy my się w ogóle znamy (?), myślę sobie, patrząc w oczy kogoś, kto wygląda tak samo jak ja, ale czy wciąż jest mną? I zastanawiam się, gdzie podziała się ta dziewczyna z niewyparzonym językiem i planami, co do których była pewna, że je zrealizuje. Nie mogło być inaczej. Tak daleko jej wyobraźnia nie sięgała.
*Jan Brzechwa
PODOBA CI SIĘ W MOIM INTERNETOWYM ŚWIECIE?
Jeśli tak i chcesz pomóc mi rozwijać ten blog i dać motywację, bym dalej snuła opowieści o miłości, radości i pięknie, oto w jaki sposób możesz to zrobić:
- Zostaw po sobie ślad – skomentuj, napisz, co myślisz, a kiedy już mi zaufasz – opowiedz swoją historię
- Poznajmy się lepiej – polub mój profil na Facebooku i zobacz, jak to wszystko wygląda od kuchni
- Obserwuj mój profil na Instagramie – tam opowieści o miłości, radości i pięknie jest jeszcze więcej
- Udostępniaj moje posty – nawet nie wiesz, jaką radość mi w ten sposób sprawisz :)
18 Comments
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Good Morning Sunshine! – Cieszę się, że jesteś! Znalazła(e)ś się w miejscu, w którym dzielę się zwykłymi historiami, głównie o poszukiwaniu. Pisanymi z myślą o moich czterech synach. Żeby łatwiej im było odnaleźć w życiu swoje miejsce. A także miłość, radość i piękno. MYŚLNIK to listy do Nich, w CODZIENNIKU zapamiętuję skrawki mojego życia, a PRZERYWNIK to cała reszta. Kto wie, czy nie najważniejsza? Mam nadzieję, że też znajdziesz tu coś dla siebie.
Magda Tomkowicz – mama czterech synów, żona fajnego męża, spacerowa kumpela czarnego labradora Stefana. Zakochana w słowach i obrazach poszukiwaczka piękna
Pani Magdo, bo my, Panie z wyobraźnią dziewczynek jesteśmy trochę obok samych siebie. Pani Magdo, niech mnie Pani poczęstuje cappucino, którego Pani nie pije, bo wypicie go mogłoby zająć mi dłużej, niż tego pani małego, czarnego depresso bez mleka. A ja potrzebuję tego „dłużej” aktualnie, żeby zdążyć napisać Pani, żeby się Pani nie bała.
I, żeby zdążyć napisać Pani jeszcze inny cytat z Brzechwy: „Tańcowała igła z nitką, Igła – pięknie, nitka – brzydko.”
Ta Igła, to prawdziwa Magda. A ta nitka, co tańczy brzydko, to tylko głupia kobieca podświadomość, która wiąże Pani marzenia.
Uściski. :*
Oj, Oleńko, ja to Cię czytać chcę w Twoich felietonach, w krótkich instazdaniach i nawet w komentarzach – zawsze mnie rozbrajasz :*
Dziewczyny jesteście cudowne! Ja się wpraszam do Was na to cappuccino, albo caffe latte. Bo ja to lubię dużo mieć tej kawy, żeby ten piękny czas przy niej spędzony jak najbardziej przeciągnąć :)
I wiesz co bym Ci Magda przy tej kawie poradziła? Żebyś działała, bez większego zastanowienia, działała tak bardzo, żeby nie mieć czasu na słuchanie tej Pani. A plany i marzenia tej dziewczyny z niewyparzonym językiem zrealizują się szybciej niż się spodziewasz :)
Ewuś, Kochana, taki mam dzień (już trzeci z rzędu), że nie wiem, co napisać, więc napiszę Ci tylko, że bardzo dziękuję, że jesteś. Tak bardzo, bardzo :*
Jak Wy piszecie! Bosko!!!
:*
Mam nadzieję, że dziewczyna z niewyparzonym językiem zrealizuje wszyściusieńkie plany<3 nawet te, o których jeszcze nie pomyślała:*
Moni, nawet jeśli uda jej się zrealizować choć połowę, tę właściwą połowę, to już będzie COŚ :*
Wiadomo, że zmęczenie, brak czasu i chwile zwątpienia, ale najważniejsze, że piszesz pięknie. Mnie jest to bardzo potrzebne i nawet nie wiesz jakie Twoje pisanie ma na mnie wpływ. Po poście starter kit kupiłam kolejna biała i szara bluzkę (w ogóle uważam ze posty o szafie były super), a po wrześniowych migawkach zrobiłam tyle zdjęć liści, grzybów, ogrodu i dzieci w lesie, że mam zapchaną pamięć w telefonie :) Nie mówiąc o wszystkich chwilach refleksji i uśmiechu przy zdjęciach i postach. To jedyna strona gdzie zostawiam komentarze – nie sądziłam, że to będę robić, ale cóż – Twoje pisanie tak mnie rusza :) Może to jesienna deprecha, po zmianie czasu będzie lepiej.
Martuś, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za to, co napisałaś, za to, że zostawiasz po sobie znak. Ostatnio ogarnia mnie coraz większe zwątpienie, czy ten blog ma sens, czy w ogóle ktoś te moje wypociny czyta. I kiedy widzę Twoje komentarze, myślę sobie nieśmiało, że może jest sens. Dziękuję :*
Jak miło przy Pani słowach wypić codzienną kawę i ruszyć swoje szare komórki do przemyśleń:)
Sylwuś :*
Magda ja czytam, też tkwie w jakimś letargu ostatnio co dalej. Jak to życie swoje poprowadzić. Często tu zaglądam Kochana ❤️
Dziękuję :) Ten letarg chyba często towarzyszy jesieni, przynajmniej u mnie :* Na szczęście już niedługo wiosna :)
Madziu Kochana, piszę dopiero teraz, bo mało mam czasu na czytanie ostatnio i z większości odwiedzanych niegdyś miejsc już dawno zrezygnowałam.. ale tutaj, tutaj zawsze wrócę. Czasem, jak dziś, spóźniona, czasem w biegu, ale nigdy byle jak, bo u Ciebie każde słowo ma znaczenie, każda kropka jest w punkt!
Bardzo dobrze wiem, jak trudno się czasem zmobilizować, uwierzyć w siebie.. ale Ty Madziu, nie masz się czego wstydzić.
Powodzenia! xx
Aniu, dziękuję Ci za te słowa :* Bardzo :)
Jak bardzo, bardzo o mnie jest ten tekst! Aż nie mogę uwierzyć… Wiem, że pewnie różne rzeczy nam w duszy grają i o co innego może nam chodzić, ale czytałam Twój tekst niemal ze łzami w oczach, że ja też… Ja sobie trochę sabotuję realizację marzeń, tej właściwej ścieżki, innymi twórczymi rzeczami, które mi, paradoksalnie! tak patrząc z boku świetnie wychodzą. I wielu myśli, że ja się właśnie w tych działaniach spełniam. Czasem sama siebie do tego przekonywałam. Ale w sercu WIEM, że chodzi o inną drogę. Życzę Ci startu, z odwagą, a może nawet brawurą? Sobie też! :) Pozdrawiam najserdeczniej i będę zaglądać (sprawdzać jak Ci idzie i mobilizować się Twoimi sukcesami, ok? ;))
Agnieszka, bardzo, BARDZO mocno trzymam kciuki za Ciebie! Musi się udać :*